Relacja Miłosza z biwaku drużyny

W weekend 8-10 kwietnia odbył się biwak 15 Poznańskiej Drużyny Harcerzy ”Ingonyama” im. Romualda Traugutta. Zapraszamy na relację z biwaku którą przygotował zastępowy Rysi – Miłosz Szewczyk.

Przygoda rozpoczęła się jak zwykle w holu Dworca Zachodniego. Około godziny 17.50 byliśmy już w pociągu. Było bardzo tłoczno, i z trudem się w nim zmieściliśmy. Po 45 minutach jazdy dojechaliśmy na miejsce.

Do Szkoły Podstawowej nr 6 we Wrześni mieliśmy kawałek, ale daliśmy sobie radę. Kto jak nie my? Okazało się, że śpimy w szatni, a obok mamy do dyspozycji salę gimnastyczną. Rozlokowaliśmy się i udaliśmy na kolację. Po niej nadszedł czas na świecznisko. Śpiewaliśmy i graliśmy w różne pląsy. Gdy świecznisko dobiegło końca podzieliliśmy się na dwie grupy. Pierwszą grupę stanowiły osoby które idą już spać i kumulować energię na kolejny dzień. Drugą tworzyły osoby, które chcą zagrać w koszykówkę. Graliśmy do późna.

Potem umyliśmy się i rozmawialiśmy o wydarzeniach tego dnia, by chwilę później zasnąć. Po przebudzeniu przywitaliśmy nowy dzień modlitwą. I zjedliśmy śniadanie. Potem nastał czas na zastępową grę miejską. Każdy zastęp otrzymał kopertę z zadaniami do wykonania. Na zastępy czekały między innymi takie zadania jak: wysłać list do osoby związanej z harcerstwem, zrobić mapę parku, zdobyć pieczątkę urzędu miasta. Niestety nasz zastęp nie zdołał wykonać wszystkich zadań.

Nie spóźniliśmy się. To jest chyba najważniejsze. - Ignacy Stępka, zastępowy Żbików
Tylko Żbiki, których zastępowym jest Ignacy,
zdołały wykonać wszystkie zadania. Przyszli oni jednak ostatni, prawie nie mieszcząc się w wyznaczonym czasie.

szachyOczekując na powrót wszystkich zastępów mieliśmy chwilę czasu wolnego. Następnie zjedliśmy obiad, a po nim była siesta, na której Kuba Urbański z Sokołów zorganizował turniej szachowy. Turniej był bardzo emocjonujący. Kuba i Adam z Sokołów bardzo szybko poradzili sobie ze swoimi przeciwnikami. Najciekawszym i najdziwniejszym zarazem meczem był pojedynek drużynowego Huberta i zastępowego Szymona. Po prawie godzinnej batalii, partia zakończyła się remisem.
Te osoby, które nie brały udziału w turnieju, grały w koszykówkę. Kiedy przerwa się skończyła graliśmy w nowo poznaną grę, którą wytłumaczył nam Patryk. Polegała ona na przetransportowaniu odpowiedniej liczby przedmiotów z jednej bazy do drugiej. Zadanie utrudniała grupka strażników. Z czasem każda strona zyskiwała ulepszenia za osiągnięcia w grze. Była to bardzo fajna gra i czekam na kolejną okazję by w nią zagrać. Potem ubraliśmy się w ubrania do biegania i poszliśmy do lasu. Wcześniej padało i było mokro. W lesie szybko podzieliliśmy się na dwa zespoły i zaczęliśmy dobrze nam znanego „Majora”. Każda osoba była osobną jednostką, która posiadała określone zdolności. Urozmaiceniem były jednostki specjalne jak np. mina, która mogła niszczyć za jednym razem siebie oraz armie wroga.

Biwak był super pod każdym względem. Czekam na kolejną okazję do rewanżu w majora. - Michał Długosz, Jastrzębie

Gdy robiło się już ciemno wróciliśmy do szkoły. Zastęp służbowy zrobił kolację, którą później wszyscy zjedli ze smakiem. Nastąpił czas na kapitułę, gdzie kilku harcerzy zamknęło swoje próby lub je otworzyło. Poszliśmy spać. Rano zjedliśmy śniadanie i poszliśmy na poranną mszę. Po powrocie sprzątneliśmy szatnie oraz salę gimnastyczną i poszliśmy na stację kolejową. Pociąg przyjechał punktualnie i prawie wszyscy znaleźli sobie miejsce do siedzenia. Do Poznania dojechaliśmy już bez żadnych przygód. Wszystkim, którzy byli na biwaku bardzo się on podobał. Z niecierpliwością czekamy na kolejny biwak i tegoroczny obóz.

Relacjonował wyw. Miłosz Szewczyk, zastępowy Rysi